poniedziałek, 18 lutego 2019

Stąd i zowąd oraz z gdziebądź



Nie zawsze pasje kolekcjonerskie spotykają się z uznaniem, czy zaciekawieniem. Czasami budzą śmiech i pobłażanie. Zazwyczaj jednak, gdy już rozmowy na ten temat poważnieją, a taka forma hobby przestaje być kojarzona wyłącznie z dzieciństwem, zdobywa się zainteresowanie.

Kilkanaście lat temu, z racji wykonywanego zawodu, miałam kontrolę podatkową. W trakcie zwyczajnej rozmowy z urzędnikami wypłynął temat hobby. Proszę sobie wyobrazić, że minęło dobrych parę lat, a przy każdym przypadkowym spotkaniu w urzędzie skarbowym jeden z urzędników wita się ze mną i pyta jak kolekcja. Podejrzewam, że nie pamięta firmy, którą wówczas kontrolował, ale pamięta zakładki. To miłe.

Oczywiście zawsze mogę liczyć na pamięć osób z bliskiego otoczenia. Rodzina, przyjaciele, współpracownicy, panie bibliotekarki i antykwariusze - każdy widząc jakiś ciekawy egzemplarz, czy to na wczasach, czy to na targach staroci, czy to w zapomnianych książkach - odkłada/zakupuje  go dla mnie. Najcenniejsze i najoryginalniejsze są zakładki wykonane ręcznie - takich sporo w mojej kolekcji - z czasem je zaprezentuję. Wymiany z innymi kolekcjonerami to też ważne źródło nowych egzemplarzy. Nie zawsze wymiany są wyrachowane, najczęściej serdeczne i owocujące kilkuletnim kontaktem. Najmniej czułe, ale najłatwiej dostępne są zakładki kupowane na aukcjach lub w  internetowych sklepach. Tak robiłam na samym początku, teraz staram się skupić na oryginalności egzemplarza.  A z największą nostalgią podchodzę do starych, wymęczonych zakładek z zamierzchłych czasów. Te mają niepowtarzalny klimat i żałuję, że nie znam historii każdej z nich.

Na zdjęciu kolejna zakładka z czerpanego papieru, którą dostałam z Niemiec od mojej nieżyjącej już Babci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz