niedziela, 31 marca 2019

"Sonnenberg" recenzja powieści Krzysztofa Vargi


W wywiadzie przeprowadzonym przez Małgorzatę Niemczyńską z Krzysztofem Vargą, na pytanie „Dlaczego ty właściwie piszesz?”, Varga odpowiedział „Najprostsza odpowiedź jest taka: zacząłem pisać, bo bardzo lubiłem czytać”.  Miłość Vargi do czytania musi być wielka, bo powieść „Sonnenberg” jest jego siedemnastym wydawnictwem, obok zbiorów opowiadań, rozbudowanych esejów, felietonów i innych powieści. W książce tej, jak i w kilku poprzednich traktujących o Węgrzech, autor przybliża nam kraj, w którym, z racji pochodzenia, spędził część dzieciństwa. Szczególnym sentymentem darzy miasto rodzinne. Dlatego miejsce akcji - Budapeszt – opisane jest z ogromną dokładnością. To wręcz literacki street view, który przemierzamy wraz z głównym bohaterem, Andrasem, „naukowcem badającym wpływy austriackiego i niemieckiego modernizmu na literaturę Europy Środkowej po 1945 roku”, a równocześnie niespełnionym pisarzem ogarniętym swoistym marazmem, nie tylko w kwestii zawodowej. Andras oddany jest Agnes, mężatce, z którą łączy go romans i uczucie trochę dziwne, wręcz dziwaczne, trudne do określenia. Ten brak określoności sprawia, że Andras, nieustannie zabiegający o kontakty z Agnes wydaje się trochę słaby i niezdecydowany. Miłość go wyczerpuje, sprawia, że egzystuje z dnia na dzień, biega za ukochaną, bezwolnie dostosowując się do miejsc i wydarzeń, w których ona uczestniczy. Owszem, zachęcany przez Agnes, spotyka się także z innymi ludźmi, przyjaciółmi, z  kobietami, ba! romansuje nawet, ale wszystko to w napięciu, w oczekiwaniu, w strachu przed koniecznością podjęcia wyboru. Dla niego liczy się tylko Agnes.

Dzięki ulicznym wędrówkom głównego bohatera mamy okazję świetnie poznać stolicę  Węgier. Varga w tak namacalny sposób opisał klimat miasta, że czytelnikowi wydaje się, że to on sam jedzie autobusem linii 178, czeka pod kinem Puszkin, poddaje się tłumowi podczas demonstracji w alei Rakoczego, pija kawę w kawiarni na ulicy Vaci, odwiedza sklep muzyczny „na małym placu Serwitów, w który niczym rzeczka wpada ulica Petofiego” i wraca na przedmieścia do dzielnicy swego dzieciństwa - Zuglo. Ze wspomnień i rozmyślań Andrasa poznajemy historię Węgier, tą komunistyczną i wojenną, jakże podobną do polskiej, jakże tragiczną i smutną. Krzysztof Varga, w czasie pisania tej powieści, często wracał do Budapesztu, żeby zweryfikować swoje wspomnienia. Opisy miejsc miały odzwierciedlać rzeczywistość i chociaż nie jestem w stanie tej zgodności zweryfikować, to kształtność zdań, dbałość o detale i ogromny zakres tematyczny  świadczy o świetnym przygotowaniu autora. Jeżeli ktoś w to wątpi, to polecam cztero i pół stronnicowy opis zapachu kobiecych perfum. Wierzcie mi, że czułam ich aromat unoszący się między słowami.

Krzysztof Varga jest jednym z najlepszych współczesnych polskich pisarzy. Z ostatnich wydanych przez niego książek, w tym zbioru opowiadań „Egzorcyzmy księdza Wojciecha”, trudno mi wybrać tą najlepszą. Każde napisane przez Vargę zdanie, to słowny majstersztyk, a złożona z nich opowieść, to intelektualna uczta. Z doświadczenia jednak wiem, że utwory Vargi nie są dla każdego. Nie ma w nich żywiołowej akcji; składają się głównie z długich rozmów,  przemyśleń i monologów, dla kogoś może drażniących, czy nudnych, dla niektórych obrazoburczych.  Ale na pewno nie można odmówić Vardze erudycji i błyskotliwości.
Mój pierwszy kontakt z Krzysztofem Vargą i jego twórczością miał miejsce w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Katowicach, gdzie Varga spotkał się z czytelnikami na spotkaniu autorskim. Wcześniej nie czytałam żadnej z jego książek. Dzisiaj, kilka lat później, uważam że Varga jest jednym z moich najbardziej ulubionych polskich pisarzy.

wtorek, 26 marca 2019

Egipskie szarady





"Słońce wschodzi i zachodzi, a w Egipcie"1)  z papirusowej cibory lepi się zakładki do książek, które rozchodzą się, jak mrówki faraonki, po wszystkich kątach świata. I chociaż "wielki faraon nic już nie znaczy"2)  to turyści chętnie hopsają przy grobie Cheopsa, lwią ze Sfinksa i mumifikują wspomnienia.
 
 
1) Sztywny Pal Azji "Faraon"
2) Ga Ga "Faraon"


 
 

Z ilości podarowanych mi przez znajomych papirusowych zakładek wnioskuję, że to łatwo dostępna pamiątka z urlopu. Rękodzielnicy egipscy piramidalnie upraszczają wzornictwo swoich wyrobów. Hieroglify, scenki rodzajowe, sylwetki znanych i oklepanych - to jedenasta plaga egipska.
 
Czy oni się klątwy nie boją, przylepiając tandetnego kwiatka przy głowie Tutenchamona?

 





piątek, 22 marca 2019

Dziwna Emily



Emily jest wytworem wyobraźni deskorolkowca Roba Regera i kierowcy wyścigowego Matta Reeda. Pojawiła się kilkanaście lat temu, jako znak firmujący odzież i gadżety firmy Cosmic Debris. W szufladzie "gadżety" znalazła się także seria komiksów, z których dwa ukazały się na polskim rynku dzięki wydawnictwu "Nasza Księgarnia". Są to: "Dziwna Emily" ("Emily the Strange") oraz "Księga dziwów Emily" ("Emily's secret book of strange").
 
Emily, to nietuzinkowa nastolatka. Ubrana w czarny ciuch i czarne myśli; w białe buty i jasno określone, jak na wiek buntu przystało - poglądy. Ideologie, dla niektórych być może kontrowersyjne, dla innych niezrozumiałe, z pewnością szczere i daleko odbiegające od światopoglądu Barbie. Z charakteru tej postaci, jej zainteresowań, planów i rozwiązań wynika bardzo wyraźne przesłanie: walcz z przeciętnością, bądź inna.
 
Jedynymi przyjaciółmi Emily, których poznajemy w trakcie lektury, są cztery charakterne koty. Oddane Emily - z wzajemnością, pozwalają jej chodzić swoimi drogami, czasami stają w jej cieniu, czasami w swym cieniu pozwalające się ukryć.
 
Podwójnie złożone obrazy książek przenikają oszczędne zdania, układając je w nowe formy. Słowa pojawiają się, znikają, są, nie są(dź) pochopn((i)e. Ich autor - specjalista od kalamburów - Rob Reger - udowadnia nam, że i w tym miejscu s(ł)owy nie są tym czym się wydają. Oczywiście wielki szacun również dla tłumacza - bezkonkurencyjnego dialogisty - Bartka Wierzbięty.
 
 


poniedziałek, 18 marca 2019

Nokturn majorkański



"Jestem blisko tego co najpiękniejsze" - tymi słowami docenił Fryderyk Chopin urok Majorki późną jesienią 1838 roku. Przyjeżdżając na wyspę planował wypocząć i podreperować swoje zdrowie. Zimowe miesiące były jednak wyjątkowo deszczowe, a nocowanie w wilgotnych i chłodnych murach klasztoru nie należało do sprzyjających. Pociechy nie dawała również muzyka - sprowadzone z Europy pianino zaginęło w podróży. Tęsknota, melancholia, rozczarowanie - przepełniające Chopina emocje nie były obojętne dla jego twórczości.  Komponowane na starym majorkańskim pianinie utwory błąkały się po nadmorskich wydmach i trącały płatki zakwitających właśnie migdałowców. Ponure nokturny usypiały oliwne gaje i winnice, a mazurki tupały gniewnie w suchych pomarańczowych sadach. Tylko cedr wsłuchiwał się w kolejno tworzone z mgły, burzy i wiatru - zimne preludia. Dźwięki tego najsławniejszego - Deszczowego - słychać na wyspie i dziś. Są blisko tego, co najpiękniejsze:  w zapachu lawendy i rozmarynu, w krzyku mew, w ziarnku piasku...

Zakładki z urlopu przywiozła i sprezentowała mi moja koleżanka z pracy.  Dziękuję.

czwartek, 14 marca 2019

Zestaw papierowo złożony







Założyć na skraju, skrzywić i przekręcić; trochę zmarszczyć i załamać, na koniuszku, na kancie - byle nie przegiąć. Przy krawędzi zakos, a na ostrym brzegu wgięcie - oto i takie starania mojej teściowej złożyły się na serię zakładek orgiami.

niedziela, 10 marca 2019

Pasowany na zakładkę

 



Stary pas z frędzelkami idealnie wpasował się w ideę recyklingu, zatem został pasowany na zakładkę. A nawet dwie, które idealnie do siebie pasują. Czynności przeszycia wtórnego dokonała moja teściowa. Jeśli chodzi o prace krawieckie - stanowczo ja pas.

środa, 6 marca 2019

"Wyspa" recenzja powieści Sigríður Hagalín Björnsdóttir




Declare independence – wzywa Bjork naród Wysp Owczych i Grenlandii w jednym ze swoich muzycznych utworów. Obydwie wyspy nadal pozostają pod panowaniem Danii, jak niegdyś Islandia. Kraina lodu, z której pochodzi Bjork, to kraj posiadający jedną z najbardziej konkurencyjnych gospodarek Europy. Rybołówstwo, hodowla owiec, przemysł lekki i spożywczy oraz niewielkie fabryki pozostałych jego gałęzi – to, obok turystyki,
całkiem niezłe źródła utrzymania gospodarki. Aktywne wulkany gwarantują termalne wody,
a te wykorzystuje się do ogrzewania mieszkań, jak również szklarni, w których uprawia się warzywa i kwiaty. Wszystkie podstawowe potrzeby społeczności pozornie mogą zostać zaspokojone dzięki zasobom, które są dostępne na wyspie. Dopóki nie staniemy przed sytuacją, że potrzeby społeczności muszą zostać zaspokojone jedynie z tych dostępnych źródeł.

Sigridur Hagalin Bjornsdottir, islandzka dziennikarka, przedstawiła taką sytuację w swojej powieści „Wyspa”. Islandia zostaje niespodziewanie odcięta od świata. Pozornie niewiele się zmienia, a brak kontaktu ze światem wydaje się chwilową niedogodnością. Ot, zerwało się podmorskie łącze, istotna ale naprawialna awaria;  atrakcja taka, będzie o czym mówić. Internet działa tylko na terenie kraju, ale działa, prąd jest, sklepowe półki przecież pełne, no, może turyści trochę narzekają, że nie mogą wrócić do domu, ale od  tego są przecież jakieś służby. Dziennikarze zadowoleni z tematu, obowiązki prezydenta  i premiera przebywających poza krajem przejmuje Ministerstwo, a życie zwyczajnych ludzi toczy się dalej. Do czasu. Wysłane na rekonesans  samoloty znikają z radarów,  urywa się łączność z kolejnymi wypływającymi statkami, i nikt nie wraca, i nikt nie szuka, a wszystko już trwa dni, tygodnie, miesiące…

Islandzką historię izolacji poznajemy z perspektywy kilku mieszkańców kraju. Wraz z Hjaltim, dziennikarzem, odkrywamy zakulisowe zmagania polityków; razem z Marią, skrzypaczką, obserwujemy upadek kultury i moralności; towarzysząc dzieciom Marii walczymy o podstawowe dobra: żywność i poczucie bezpieczeństwa. Nasi bohaterowie nie spełniają w powieści jedynie funkcji obserwatora, dziennikarza, czy artystki. Są także jednostką, która przeżywa, zmaga się, odbiera izolację na swój własny sposób, odkrywa w sobie cechy, które w zwyczajnych okolicznościach by się nie przejawiły.

Kolejnym bohaterem w powieści jest Społeczeństwo. Początkowy niepokój mieszkańców Islandii zmienia się z czasem w przerażenie i walkę o przeżycie. Szansę mają głównie jednostki  silne, sprytne bądź przydatne. Pieniądze tracą wartość, a barter staje się głównym płatniczym środkiem. Edukacja zawęża się do nauki praktycznej, pozwalającej fizycznie wyprodukować i wyhodować to, co pomoże przeżyć. Tworzy się nowy porządek, bezduszny i rygorystyczny na szczeblach władzy, równocześnie chaotyczny organizacyjnie i bezkarny w działaniach wykonawczych.

Kompozycja książki jest ciekawa. Oprócz relacji wydarzeń z punktu widzenia kilku mieszkańców wyspy znajdziemy tu również fragment pamiętnika, a także dziennikarskie artykuły. Język książki cudownie literacki; doceniam również wspaniałe tłumaczenie. I chociaż pomysł fabularny dla niektórych może wydać się zużyty, to uważam, że książka wnosi wiele nowego. Zamkniętych społeczności, w obliczu tragedii, czy innych izolacji w powieściach było dużo. Oczywiście, że nie porównam „Wyspy” do „Dżumy”czy „Władcy much”, ale czy jest gorsza niż „Metro 2033”? Nie jest. Po prostu jest inna. A spojrzenie na izolację z perspektywy życiowo funkcjonującej wyspy jest ciekawym doświadczeniem.

sobota, 2 marca 2019

Nośniki reklamowych treści

 
 
 
 
 
 
 
Zakładek reklamowych, których dostatek na kontuarze w księgarni, czy na stoiskach targowych - najwięcej w mojej kolekcji. Ale i tu znajdą się egzemplarze ciekawe i dopracowane. Niekoniecznie dotyczą książek, lecz świetnie spełniają swoją funkcję - i jako reklama, i jako zakładka.
Na zdjęciu zakładki reklamujące sieć sklepów obuwniczych, znalezione w jednym z takich sklepów. Kolorowy, radosny i zachęcający pomysł. Do butności mu daleko.