poniedziałek, 30 grudnia 2019

Szereg złotych myśli

 

Rozwinęłam funkcję zakładek w szereg, co dało im szereg nowych możliwości. Zawieszone w dedykowanych czynnościach lansują własne zdanie. Niestety, mało zmyślnie i bez wyrazu. Choć mało lotne, szybko ulecą z pamięci. Ciągiem.

środa, 25 grudnia 2019

Zakładkowe oględziny



Pomysłów na przechowywanie zakładek miałam wiele, jednak żaden nie okazał się praktyczny. Zazwyczaj piękne eksponowanie okazów pochłania dużą ilość miejsca, zaś upchnięcie zakładek na małej przestrzeni, pochłania sporo czasu przy wyszukiwaniu konkretnych egzemplarzy.
Obecnie zakładki przechowuję w kilku pudłach, z ogólnym podziałem na:
- rękodzieło wszelakie - pochodzące z wymian, zakupione lub wykonane przez moich
   krewnych i przyjaciół 
- zakładki zagraniczne - prezenty i pamiątki, rzadko zakupione osobiście
- reklamowe - zagarnięte na targach książki i w miejscach przypadkowych
- egzemplarze ciekawe - o różnych kształtach, materiałach, magnetyczne, relikty
   poprzedniej epoki.
Ciężko czasem dokonać odpowiedniej kwalifikacji, bo wiele zakładek spełnia kilka warunków jednocześnie.
O zakładki reklamowe przestalam zabiegać ostatnimi laty, ponieważ zajmują sporo miejsca, a nie wnoszą świeżości do kolekcji. Ot, jednorazowe zerknięcie okiem i wrzut do obszernego kartonu. Stawiam raczej na poszerzenie działu zagranicznego i zdobywanie egzemplarzy oryginalnych. Uwielbiam zakładki magnetyczne, nie lubię metalowych. Niemniej kocham je wszystkie i z ciężkim sercem pozbywam się nawet dubletów.
Moja kolekcja liczy ponad 3.000 sztuk. Już dawno nie przeprowadzałam dokładnej inwentaryzacji, bo zajmuje to dużo czasu i miejsca. Rzadko biorę udziału w wymianach, bo powiększanie kolekcji dzięki wymianom odbywa się... za szybko. Wolę przypadkowe znaleziska w second handach i antykwariatach. Blog pomaga mi trochę uporządkować kolekcję, pozwala przypomnieć co się tak właściwie w niej znajduje ;) oraz daje okazję do przewietrzenia kartonów.
     

piątek, 20 grudnia 2019

Przypieczętować wspomnienia



 
Bezmierność międzyczasu jest zdumiewającym zjawiskiem. Zawieszenie w nim elementów trwać może przelotnym tymczasem lub w nieskończoność. W obydwu wypadkach zastygają w bezruchu - dziejąc się jednocześnie. 
 
W sytuacji takiej są nieczytane książki. Dzieją się w swoich wnętrzach, rozwijają akcję, charakteryzują bohaterów i prowadzą dialogi. Wszystko w jednej chwili, wszystko w jednej przestrzeni. W międzyczasie leżą na półce, zapomniane i niechciane, nieczytane.
 
Otwierając biblioteczną książkę w pierwszej kolejności zaglądałam na pieczątki z datami wypożyczeń. Sprawdzałam, czy książka była doceniona i czy nadal jest poczytna. Z jednej strony z sentymentem oglądałam pieczątki sprzed lat kilkudziesięciu, a z drugiej przykro mi było, gdy świetna lektura odeszła w zapomnienie.
 
W zapomnienie odchodzi także samo pieczętowanie książek, które ustąpiło rejestrom elektronicznym. Szkoda, że nie można już odtworzyć pobytu książki w międzyczasie. Szkoda, że jedynym świadectwem "czytności " jest starta okładka.
 
Spróbuję przynajmniej zapieczętować książkowe wspomnienia.

Zakładki z okresu PRL-u.
 

 
 

wtorek, 10 grudnia 2019

Recenzja książki "Zimowa opowieść" Marka Helprina



"Są ludzie, którzy przemierzają połacie dziejów, nie zostawiając po sobie śladu, choćby nawet dzięki nim zmieniał się świat".

Na pytanie - jaka jest najpiękniejsza książka, którą dotychczas przeczytałaś, odpowiadam niezmiennie - "Zimowa opowieść" Marka Helprina. I choć od jej przeczytania minęło już dobrych parę lat, to nie natrafiłam ponownie w literaturze na utwór tak baśniowy i romantyczny, a równocześnie idealnie trafiający w mój gust kompozycyjny i językowy.

Głównym bohaterem książki jest Nowy Jork - Miasto jako organizm - stworzenie wrażliwe i czułe, zarazem szorstkie i okrutne. Jego dzieje płyną ludzkim krwiobiegiem, dotleniane cząstkami historii powieściowych postaci. Jego płuca nabierają przemysłowego oddechu, a dusza kostnieje w mroźnym tchnieniu.

Nowy Jork i jego bohaterów poznawałam powoli i dokładnie. Zapewne dlatego, że postaci w powieści tyle, ile ulic na Manhattanie.  Każda z  nich  pokazała mi inny zakątek miasta, inny poziom życia i inne problemy. Mnogość opisanych wydarzeń oraz ich szczegółowe przedstawienie pozwoliło mi odkryć wszystkie warstwy metropolii, zajrzeć w każdą sklepową witrynę, przewracać strony w gazetach, ukryć się w zaułkach, wejrzeć w serca mieszkańców. Dzięki plastycznemu językowi powieści chłonęłam wydarzenia, jak rzeka Hudson płatki śniegu. Opisowe chwile zadumy płynnie zmieniały się w wartką akcję, a osobiste dramaty bohaterów przeplatały się z chwilami szczęścia i euforii. Elementy magicznego realizmu spowijające historie sprawiały, że przeszywający chłód zimy mroził strony książki, by tajać po chwili od ciepłych serc nowojorczyków.

"Hardesty stwierdził, że jeśli w ogóle kiedykolwiek zdoła dotrzeć do centrum, będzie innym człowiekiem".

Stuletni wycinek z życia Nowego Jorku, to obraz czasu przemian w trzech wymiarach: ludzkiej ewolucji kulturowej, rewolucji ekonomiczno-przemysłowej i tego co rodzi się pomiędzy - osobowości miejsca. Wszystkie trzy wymiary przenikają się wzajemnie. Rozwój miasta wpływa na zdarzenia w życiu bohaterów, natomiast czyny i decyzje tychże, kształtują kierunki przeobrażeń metropolii i otwierają ją na nowe czasy. I choć Miasto broni się przed zmianami, choć próbuje mrozić czas i utrudnia życie mieszkańcom, to przegrywa z masą i maszyną, stapia się z nimi w jeden twór, podążając wspólną drogą. A wszystko zamglone, prawie nierealne, równocześnie boleśnie rzeczywiste...

Język powieści, szalenie poetycki, stanowiący kolaż różnych form i stylów pisarskich sprawia, że czytanie wymaga ogromnego skupienia. Całkowite oddanie się lekturze wywołuje natomiast efekt zamiany zależności: to nie czytelnik "pochłania" książkę, lecz magnetyzująca opowieść pochłania czytelnika. Wciąga go w wir wydarzeń, nasłuchuje bicia jego serca i igra z uczuciami. A gdy już dopuści do swego wnętrza i poniesie liryczną frazą, czytelnik, po skończonej lekturze,  nie będzie tym samym człowiekiem.

***

"Zimowa opowieść" została wydana w Polsce dopiero w czasie premiery filmu w 2014 r. Film natomiast wszedł na kinowe ekrany po trzydziestu latach od napisania powieści. Adaptacja nie zachęca do lektury - może dlatego, że jest tylko adaptacją, nieudolnym wycinkiem z bogatej treści. Niemożliwym okazało się zobrazowanie tej pięknej, poetyckiej historii w dwugodzinnym filmie. Może nakręcony z rozmachem serial podołałby zadaniu. Nie żałuję jednak, że film powstał, jeśli dzięki temu wydana została na rodzimym rynku powieść. Bo choć nie zostawiła po sobie w literaturze większego śladu, to z pewnością zmieniła mój świat.  

* Wszystkie cytaty pochodzą z "Zimowa opowieść" Mark Helprin, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2014

czwartek, 5 grudnia 2019

"Była ciemna i burzliwa noc..."




Zdarzyło mi się, z recenzyjnego polecenia, sięgnąć po książkę Italo Calvino "Jeśli zimową nocą podróżny". Ani tytuł, ani autor znany mi nie był, ale skoro trzy powieści tegoż znajdowały się w naszej bibliotece, zaryzykowałam. I tak oto przez jeden przypadkowo przeczytany instagramowy wpis utwierdziłam się w przekonaniu, że jednak w literaturze jeszcze coś mnie może zaskoczyć...

Po pierwsze, książek Calvino na półce w bibliotece nie było, a pewna byłam, że obecnie autor poczytny nie jest, więc gdzie? Okazało się, że za jednym z regałów, w średnio odwiedzanym książkowym korytarzu znajdują się drzwi do magazynu. Magazyn to książek zapomnianych, nieczytanych, klasyki niebędącej chodliwymi lekturami szkolnymi, niezrozumianych i nierozpromowanych. Nie wiedziałam, że taki znajduje się w naszej bibliotece. Wzięłam zatem wszystkie trzy, żeby autora trochę odkurzyć i opieczętować datą wypożyczenia.

"Jeśli zimową nocą podróżny" jest książką dość oryginalną, żeby nie powiedzieć dziwną, z gatunku tych, które trudno komuś polecić, ale równocześnie chce się, aby i ktoś inny się z nią zapoznał, bo raczej warto. Na pewno nie czytałam w swoim życiu książki podobnej, choć podobną niepewność wrażeń miałam przy "Pianie dni" (vel "Pianie złudzeń") Borisa Viana, która także była tzw. bibliotecznym półkownikiem, czyli książką spędzającą egzystencję na półce, a nie w rękach czytelników.

Powieść Calvino traktuje o czytelnictwie w obszernym tego słowa znaczeniu: o Czytelnikach i Czytelniczkach, sposobach tworzenia książek, inspiracjach i wenach, erratach, gatunkach i treściach, plagiatach i wrażeniach. A wszystko to w formie powieści, trochę absurdalnej, trochę zagmatwanej, aczkolwiek trafnej w opiniach i opisie zjawiska jakim jest czytelnictwo.

Na stronie 194 wydania PIW z 1989 roku natrafiłam na uroczy fragment, który stanowi inspirację do napisania tego postu:

Na ścianie naprzeciw mojego biurka wisi plakat, który mi podarowano. Piesek Snoopy siedzi przed maszyną do pisania, a w dymku czytamy zdanie: "Była ciemna i burzliwa noc...". Za każdym razem, gdy tu siadam i czytam "Była ciemna i burzliwa noc" bezosobowość tego incipitu zdaje się przede mną otwierać przejście z jednego świata do drugiego, z czasu i przestrzeni tu i teraz w czas i przestrzeń napisanej strony".

Wszystkim, którzy uwielbiają czytać życzę wielu otwartych przejść.