czwartek, 30 maja 2019

Wyspy rzekomo szczęśliwe



Zanim Wyspy Kanaryjskie bezwzględnie zajęli średniowieczni Hiszpanie, podbijając rdzennych mieszkańców - Guanczów i niszcząc doszczętnie ich kulturę, tubylczy lud prowadził proste życie, zamieszkując skalne jaskinie, hodując i uprawiając. Jedynym wyobrażonym przez nich piekłem był teneryfski wulkan Teibe, a szczyty gór zamieszkiwali bogowie i boginie, którzy odwiedzali wiernych wysłuchując ich modlitw. Niestety, modlitwy o dalsze spokojne życie przejął demon w hiszpańskim ciele, który sprowadził walki, choroby i zniewolenie. Lud Guanczów poległ, a ingerencja w środowisko naturalne wysp i zlekceważenie kultury rdzennych mieszkańców sprawiło, że niewiele dziś wiemy o Guanczach. Może i ich rozwój zatrzymał się na epoce neolitu, może i nie stosowali języka pisanego, jednak smuci fakt, że w  czasie  konkwisty nie uszanowano żadnego świadectwa istnienia tej społeczności.
Pomyślmy o tym wdrapując się na kolejnego (przyrodniczego) najeźdźcę Teneryfy, jakim jest wielbłąd. Wizerunek tego agresora został mi sprezentowany jako pamiątka z pobytu na kanaryjskiej wyspie. Mimo tego, że zakładka jest oryginalna i ładnie wykonana, nie odzwierciedla tego, co w wyspie istotne.

niedziela, 26 maja 2019

Idzie niebo ciemną nocą



 


Albumy dziecięce (album dziecka, fotoksiążka, itp), są w modzie nie od dziś. Już w latach siedemdziesiątych takowy prowadziła dla mnie moja mama: "Od kołyski do mundurka".  Uwielbiałam go oglądać, jak również uwielbia go przeglądać i czytać moja córka.

Na samym końcu tej prawie 200 stronicowej księgi zamieszczone były fragmenty popularnych powieści dziecięcych oraz kilkadziesiąt przeróżnych wierszyków. Jeden z moich ulubionych "Idzie niebo" Ewy Szelburg-Zarembiny zilustrowany został pisklątkami w gnieździe i wpatrzonym w nie kotem. Mogłam godzinami gapić się na te pisklaczki.

Równie mocno przyciągają dziecięcy wzrok zakładki do książek wydawnictwa Jedność. Zdobyłam je na Targach Książki w Krakowie. Zakładki są dopracowane, na dobrej jakości papierze, barwne i lakierowane. Mimo tego, że nie posiadam żadnej publikacji z tego wydawnictwa, uważam, choćby na podstawie reklamowych materiałów, że wydawnictwo szanuje czytelnika i warte jest uwagi.


Połączyłam zatem wspomnienie z dzieciństwa, jakim były bajeczne czytanki w albumie z bajecznymi współczesnymi zakładkami.

"Idzie niebo ciemną nocą,
ma w fartuszku pełno gwiazd.
Gwiazdy błyszczą i migocą,
aż wyjrzały ptaszki z gniazd.
Jak wyjrzały - zobaczyły
i nie chciały dalej spać,
kaprysiły, grymasiły,
żeby im po jednej dać!
 - Gwiazdki nie są do zabawy,
    tożby nocka była zła!
    Ej! Usłyszy kot kulawy!
    Cicho bądźcie!... A,a,a..."

(Ewa Szelburg-Zarembina)

środa, 22 maja 2019

"(...) a ja się zagapiłem i ryms! - przewróciłem się (...)"



Jak tytuł posta wskazuje dzisiejszy wpis będzie o wortalu i czasopiśmie Ryms, które na rynku i w internecie istnieją od kilkunastu lat. Pierwszy papierowy numer Rymsa powstał dzięki pani Marcie Lipczyńskiej-Gil, która postanowiła promować literaturę dziecięcą, zająć się tematem na poważnie i z poszanowaniem czytelnika, skupić się na walorach artystycznych publikacji przeznaczonych dla dzieci i rozgłosić światu, że w Polsce też tworzą wartościowi pisarze i ilustratorzy.

Pierwszy raz na stronę Rymsa prawdopodobnie weszłam przypadkiem, szukając inspiracji czytelniczych dla mojej małej wówczas córki. Później wortal odwiedzałam regularnie, czytając artykuły, wywiady z pisarzami, recenzje starych i nowych książek oraz biorąc udział w konkursach. Dzięki Rymsowi odkryłam jakie cenne publikacje z okresu PRL-u posiadamy w domowej biblioteczce, doceniłam ilustracje w tychże, a także baczniej przyglądałam się wyprzedawanym w bibliotekach starym dziecięcym książkom. Zaczęłam też żałować, że nie udało się uratować większości książek z mojego dzieciństwa, choć przyznam, że białych kruków, a raczej białych słoni, które towarzyszą mi od kilkudziesięciu lat, trochę w biblioteczce pozostało, albo do niej powróciło.
Rozpisałam się trochę w recenzjach (w ramach comiesięcznego rymsowego konkursu), poznałam na Targach Książki w Krakowie panią Martę Lipczyńską-Gil oraz panią Ewę Skibińską (niestety - już byłą panią sekretarz) i regularnie czytywałam papierowy kwartalnik.

Ryms, a szczególnie pani Marta, otrzymali kilka ważnych nagród, m.in. nagrodę za rozpowszechnianie czytelnictwa. Nagrody to wielce zasłużone i proszę o więcej.

Mimo tego, że sam wortal obecnie odwiedzam rzadziej, to mam świadomość, że miał ogromny wpływ na moje spojrzenie w literaturę dziecięcą i młodzieżową. Do dziś pijam herbatę z rymsowego kubka i przeglądam książki, które trafiły do mojej biblioteczki dzięki przeczytanym na stronie recenzjom.

***
Fragment, który ujęłam w temacie posta pochodzi z książeczki "Co mam" Małgorzaty Musierowicz, która została wydana w 1983 r. w ramach serii "Poczytaj mi mamo" przez wydawnictwo Nasza Księgarnia. Pamiętam tą książeczkę z dzieciństwa, jednak posiadany przeze mnie obecnie egzemplarz pochodzi z antykwariatu.

"Patrzymy, a tu Bartkowiak wraca ze szkoły. Gumę ciamka, zadowolony taki, a ja się zagapiłem i ryms! - przewróciłem się Bartkowiakowi pod nogi. Bartkowiak ryknął śmiechem, a Grzesio na to:
- Cicho łobuzie! Taki stary, a taki głupi! - podał mi rękę i pomógł wstać".

***
Zachęcam do odwiedzenia strony wortalu.






sobota, 18 maja 2019

"Dwanaście wierszy w kolorze" recenzja tomiku poezji Krystyny Miłobędzkiej


 

„Dwanaście wierszy w kolorze” Krystyna Miłobędzka

Moje pierwsze spotkanie z twórczością Krystyny Miłobędzkiej miało miejsce w czasie, gdy odkrywałam życiową filozofię minimalizmu. Taka forma sposobu na życie niekoniecznie u mnie przetrwała, ale zamiłowanie do poezji Miłobędzkiej pozostało do dziś.

Wiersze Krystyny Miłobędzkiej wymykają się szufladkom, tworząc własną, skromną w słowo, bogatą w znaczenia, przestrzeń. Sama poetka mówi:

"To jest nie do zrobienia, ale chciałoby się wymyślić sobie język, wyminąć wszystkie słowa, które są. To jest najprostsze pragnienie. Zrobić coś na nowo. Wyminąć język, posłużyć się przedmiotem. Przebiec to, wykonać, ale nie mówić.". /K. Miłobędzka/

„Dwanaście wierszy w kolorze” to tuzin nietuzinkowo zaprezentowanych utworów. Wierszy, które oprócz słów przemawiają do nas formą, nośnikiem i barwą.

W białym pudełku, formą przypominającym zapałczane, mieści się dwanaście luźnych kart. Ciągnąc czerwoną wstążkę, wysuwamy szufladkę i stajemy się uczestnikiem wyjątkowego projektu poznańskiego grafika Ryszarda Bienerta. Przepiękne jego wykonanie w ręcznej introligatorni, to idealna oprawa dla minimalistycznych wierszy Miłobędzkiej. Forma zespolona z treścią;  istotne myśli na ulotnych stroniczkach.

Dwanaście wierszy, jak dwanaście andersenowskich zapałek, tworzy kolorowy hologram wspomnień, doświadczeń, myśli i marzeń autorki. Słowa zamknięte na niewielkim obszarze – zarachowane, ułożone, nieruchome. Jednocześnie niezależne i swobodne, wcielające się w role - zakładek do książek, fiszek, pocztówek z przesłaniem.

Spotkałam się nie raz z opinią, że w dzisiejszych czasach nie ma miejsca na poezję. Że się jej nie czyta, że się jej nie kupuje. Nic to, że dzieci uwielbiają wiersze, rymowanki i piosenki, skoro w czasie edukacji szkolnej „ugębienie” skutecznie odstrasza od poezji. Ale może dajmy sobie jeszcze jedną szansę.  Rozłóżmy z kart Miłobędzkiej poetyckiego tarota. Odczytajmy jego znaczenie po swojemu, wiersz po słowie, linijkę po kolorze, kartę po numerze. Bez interpretacji, bez narzuceń, bez zbędnego gadania…

środa, 8 maja 2019

Pisze pani na maszynie ABC... pada drobny deszczyk



"Miłość kap, kap, pada jak deszcz, jak do ucha słodka pieśń" śpiewa Fisz (Bartek Waglewski) w piosence "Idzie miłość". Na zdjęciu zatem urodzinowe zakładki pełne deszczu - autorstwa mojej teściowej.

piątek, 3 maja 2019

Pisze pani na maszynie ABC... przepłynęła rzeczka



Pisze pani na maszynie ABC, a czas płynie nieubłaganie.
Odkąd zbieram zakładki, na każde urodziny dostaję od teściowej w prezencie egzemplarz autorski.
Uzbierało się sporo tych urodzinowych cudeniek. Zaprezentowana na zdjęciu zakładka jest jedną z moich ulubionych.