piątek, 16 sierpnia 2019

Saga Norweska

 

Na początku lat 90-tych furorę na polskim rynku wydawniczym zrobiła seria romantyczno-fantastycznych książek  norweskiej pisarki Margit Sandemo. Części Sagi o Ludziach Lodu wydawane były co miesiąc, a skoro całość liczy 47 tomów, to impreza trwała aż 4 lata. Były to lata wyczekiwań i niecierpliwości, a choć dziś zdaję sobie sprawę z prostej formy tych powieści, może i ich naiwności, to jednak Sagi będę bronić do ostatniej kartki. No, może gdzieś do 40 tomu, bo potem to trochę nudnawe się zrobiło. Niektórzy czytelnicy pewnie i wcześniej zaniechali czytania, zarzucając serii powtarzalność pomysłów w tomach, zagmatwanie, czy po prostu znudzili się stylem autorki. Ja jednak przeczytałam wszystkie części, a niektóre, co bardziej romantyczne - kilkakrotnie. Sandemo pisała o tym, o czym się jeszcze w naszym kraju wówczas głośno nie mówiło. Przedstawienie różnych aspektów miłości nie było ani nachalne, ani szokujące, po prostu było. I ta różnorodność odróżniała sagę od harlequinów, których największy wysyp miał miejsce w tym samym okresie.

Po kolejne serie - inne sagi tej autorki, jak również innych skandynawskich pisarek, już nie sięgnęłam. Ale widzę że było ich niemało, bo w osiedlowej bibliotece zajmują sporo miejsca na regałach. Przyznam się jednak, że to pierwsze wydanie Sagi o Ludziach Lodu jest w mojej biblioteczce do dziś, a czasem gdy ogarnie mnie smutny nastrój (w niedzielny zimowy wieczór na przykład), to wyciągam przypadkowy tom i podczytuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz