czwartek, 30 stycznia 2020

Zmierzch sagi


Kto nie czytał "Zmierzchu" ten ma podstawowe braki w znajomości literackich osobliwości.

Osobliwością było również to, jak książki swojego popularnego czasu, wpłynęły na moje, bądź co bądź niemłodej baby, życie i życie jej bliskich. Bo "Zmierzch" okazał się swoistym łańcuszkiem szczęścia, który z radością rozpanoszył się po sieci krewnych i znajomych. Warto zauważyć, że cała akcja miała miejsce ok 10 lat temu, a podany w nawiasach wiek uczestniczek imprezy dotyczy tamtego okresu :). 
******
Zwykłym przypadkiem zapytałam w rudzkiej bibliotece o "Zmierzch" Stephenie Meyer. Tytuł znałam z plakatów kinowych i okładek w księgarniach. Obiło mi się o oczy i uszy, że wampiry, nastolatki i te sprawy. To nie były tematy dla mnie: okres czytania horrorów i romansów miałam już za sobą, fantasy też mnie niespecjalnie interesowało, a na sf "Zmierzch" nie wyglądał. Ale zaryzykowałam - z myślą: "najwyżej nie przeczytam do końca".

I stało się. Nie mam pojęcia co siedziało w tej książce. Nie wiem czym ona tak przyciągała. Na pewno nie kunsztownymi i oryginalnymi zdaniami. Na pewno nie romantyczną historią, których przecież w literaturze zatrzęsienie. Na pewno nie był to mistycyzm i magia (po "licealnej" Sadze o Ludziach Lodu nic nie miało prawa mnie zaskoczyć). Wydawałoby się, że w moim wieku (36 l.) nie wzruszą mnie miłosne uniesienia nastolatki, a jej partner - wampir - powinien wywołać pobłażliwy uśmiech na mojej twarzy.  No i się pomyliłam.
Po kilkudziesięciu kartkach chodziłam jak zamroczona. W pracy mówiłam koleżankom z rozmarzonym wzrokiem, jaka ta książka fajna. Czytałam w internecie streszczenia fragmentów, które dopiero co przeczytałam. Odwiedzałam blogi fanek, oglądałam zwiastuny filmów, śledziłam wywiady z autorką, czułam się jakbym miała kilkanaście lat...
Idąc po kolejne części do biblioteki skomentowałam pani bibliotekarce, że to jest niemożliwe, że to nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło, a już na pewno nie w ciągu ostatnich dwudziestu lat.
Na urodziny zażyczyłam sobie wszystkie części "Zmierzchu". Zaczęłam je pożyczać i tak właśnie powstał łańcuszek szczęścia :). Moja przyjaciółka (35 l., specjalista ds windykacji) przez jedną sobotę zaniedbała trójkę dzieci, które nie chcąc przeszkadzać mamie w czytaniu chodziły bez obiadu. Siostra przyjaciółki (31 l., pomoc dentystyczna) zarwała noc, żeby kolejnego dnia podać książkę swojej szefowej (lekarz stomatolog, 36 l.), która także zarwała noc. Okazało się, że moja druga przyjaciółka (kurator sądowy, 26 l.) czytała „Zmierzch” 3 lata wcześniej, a skracając czas oczekiwania na kolejne części tłumaczyła z angielskiego to co znalazła w internecie. Moja mama (59 l., ekonomistka) po przeczytaniu  poleciła tę powieść swojej siostrze (57 l., pedagog), a moja kuzynka (35 l., sprzedawca) zasypywała mnie zniecierpliwionymi smsami, kiedy może podejść po kolejne części. Córka mojej dyrektorki czytała tę książkę cztery razy z rzędu, czym zainteresowała i "zainfekowała" mamę (42 l).
Założyłyśmy w pracy fan klub w księgowości :) i zastanawiałyśmy się - o co chodzi?
Prosta historia - nastolatka zakochuje się w chłopaku, który okazuje się być wampirem; proste zdania i banalne porównania: "wyglądał jak młody bóg", "głos miał słodki jak miód", "spojrzał aksamitnym wzrokiem"; żadnych scen erotycznych, jedynie jeden nieśmiały pocałunek; żadnej głębi i wyszukanej filozofii.

Próbuję zrozumieć po latach ten szał, który nas ogarnął i stwierdzam, że dopadł nas chyba wtedy kryzys wieku średniego. Ale jeśli tak kryzysy wyglądają, to  ja poproszę o więcej, może tak co 10 lat. 

Na zakładkę z Edwardem natrafiłam rok temu w second handzie. No musiałam ją kupić, no musiałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz