czwartek, 5 września 2019

Kolorowych snów...



Z Ewą znałam się ze spotkań w przedszkolu, na placu zabaw, z bibliotecznych imprez i ze szkolnych zebrań rodziców. Przegadałyśmy niejedną powrotną drogę, nie umiejąc się rozstać, bo tyle codziennych spraw było do obgadania. Wydawało się, że nasza znajomość miała potencjał, ale miałyśmy świadomość, że nie sztuka wziąć kolejnej przyjaźni w swoje życie, gdy nie starczy w nim czasu na dbanie o nią.
Okoliczności losu sprawiły jednak, że czas się znalazł -  w odstawkę poszło to co mało istotne, a przyjaźń rozkwitła, szkoda tylko, że w tak smutnym czasie.
Wracając z jednego z zebrań, rozmawiając o zwyczajnych problemach szkolnych naszych dzieci, Ewa powiedziała mi, że jest chora. Czekało ją kilka trudnych miesięcy walki z chorobą. Pamiętam każde słowo, które padło tego wieczoru, każdy uścisk, każdą łzę... Każdy krok zrobiony przeze mnie po schodach, gdy zapłakana wchodziłam na ósme piętro, próbując się uspokoić przed wejściem do domu. Moja droga po schodach trwała "kilka miesięcy", ale na finiszu byłam pełna nadziei, że Ewa wygra, że da radę, tylko trzeba siły, wiary i wsparcia.
***
Dlaczego do tak smutnej opowieści dołączam zakładki z miśkami Haribo?
Bo Ewa uwielbiała miśki. Wspominała kiedyś, że będąc małą dziewczynką robiła miśkom z pudełek po zapałkach łóżeczka wyściełane watą. Jej mama, widząc to, zwracała uwagę, że Ewa nie szanuje jedzenia, słodyczy, i że więcej miśków nie dostanie.  
***
Miśkowego snu Ewo!
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz