Moja słabość do wszelakiego rodzaju drobiazgów, miniatur (również książkowych), makiet (zwłaszcza domków dla lalek), zawieszek i innych fidrygałek - w pewnym wieku przestaje być właściwa ;-). I nie mówię tu o bibelotach czy durnostajkach, których nie znoszę, ale o kilkunastomilimetrowych cosiach, mniejszych niż to długie słowo.
Przybliżę przykładem: na zdjęciu zakładka w pingwiny, z malutkim, uroczym, porcelanowym pingwinkiem przy frędzlu. Dzieło rozczulająco-ujmującej sztuki. I jedna z trzech* najcenniejszych zakładek w mojej kolekcji. Dostałam ją w prezencie w 2003 roku, a przywieziona została ze Stanów Zjednoczonych. I nic to, że ze Stanów - najważniejszy jest uroczy pingwinek. Zakładkę pokazuję przeważnie z daleka; mało komu daję ją do rąk, a jeśli już, to gapię się jak sroka i czekam, żeby szybko do mnie wróciła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz